sobota, 6 października 2012

Prolog

Draco Malfoy nie znosił zaciągać u kogoś długów. Nawet jeżeli osoba, u której go zaciągnął nic o tym nie wiedziała. Jego swoisty honor nakazywał oddać przysługę, ale jak mógł to zrobić skoro pomogła mu szlama? Przełknął ślinę i kazał sobie być silnym i odważnym. Jego ego zaśmiało się w duchu. Odważnym? Odważny to był Dumbledore i co mu to dało? Śmierć. On ma być sprytny i przebiegły, w końcu jest ślizgonem, nieprawdaż?
                - Granger! - krzyknął do dziewczyny klęczącej przy ciałem jednego z rudych bliźniaków, któremu pękała klatka piersiowa. Oberwał klątwą Riddica. Draco zakładał, że w tych murach był tylko jedna osoba mogąca ją odwrócić, ale w spokojnych warunkach, a nie w środku decydującej bitwy. Nagle usłyszał wielki huk, zupełnie nie podobny do odgłosu walenia się murów. W tej samej sekundzie poczuł na całym ciele silny podmuch i miał wrażenie jakby tysiące małych igiełek wbijało mu się w plecy. Odwrócił się w stronę stołu nauczycielskiego, za którym powinno być okno pokryte kolorowymi witrażami. Teraz straszyły tam jedynie puste framugi. Na błoniach śmierciożercy już cieszyli się ze zwycięstwa, wrzucając ciała czarodziejów do jeziora. Teraz podziękował rodzicom za to, że kazali mu się przyłączyć do Voldemorta. Nie mógł znieść myśli o tym, że skończy na dnie sadzawki, a jego zwłoki będą rozszarpywane przez trytony. Odwrócił się w stronę gryfonki, która szła z wymierzoną w niego różdżką. Jej twarz była porozcinana i cała z krwi. Szklane odłamki tkwiły w policzkach, a ona zdawała się tego nie zauważać.
                - Nie spodziewałam się tego, że będę musiała z tobą walczyć, zdrajco – wychrypiała w jego stronę. - Drędwota!
                Malfoy odepchnął zaklęcie, które wylądowało gdzieś w chmurach wielkiej sali.
                - Zgłupiałaś? Chce ci pomóc!
                - Uważaj bo ci uwierzę, Petrificus Totalus!
Wielką salę rozświetliła niebieska zasłona, wyczarowana przez ślizgona. Odbiła czar, który rykoszetem trafił w kogoś na błoniach.
          - Imperio! Słuchaj mnie teraz – Draco wytężył umysł, żeby utrzymać klątwę. - Kiedyś uratowałaś mi życie i teraz muszę ci się odpłacić. Cały Zakon nie żyje. Potter też. Ostatni z jasnej strony umierają. Chcesz podzielić ich los? - popatrzył na jej zapłakaną twarz i pozwolił odpowiedzieć dziewczynie. Pokręciła przecząco głową. Jej oczy przesiąknięte były strachem. Wolał nie myśleć, że sam jest powodem tego strachu. Z tego co wiedział o Imperiusie, to nie była to przyjemna klątwa. Czarodziej pod jej wpływem nie mógł się nawet podrapać bez zezwolenia. Dlatego zdziwił się, gdy zobaczył na twarzy Hermiony łzy. Musiało sprawić jej wiele bólu nawet delikatne przezwyciężenie tego zaklęcia.
              - W pokoju życzeń jest szafka zniknięć. Masz przez nią przejść i mówić, że jesteś nawróconą czarownicą półkrwi. Rozumiesz? Dobrze - Wsunął jej do kieszeni medalion, który dał mu ojciec na wszelki wypadek, i uwolnił z działania Imperiusa.
          - Ja nie chce umierać, Malfoy – powiedziała. Obserwował działanie medalionu. Jej włosy zmieniły kolor na fioletowy, brwi zanikły w ogóle i oczy zmieniły barwę. Z twarzy zniknęła krew i szkło. Popchnął ją  lekko w stronę pokoju życzeń.
              - Dziękuję...


              Postanowiła nie biec. Śmierciożercy zbierali się już do zwycięskiego opuszczenia placu boju. W zamku nie było już nikogo. Szła powoli, starając się zapamiętać każdy szczegół, każdą twarz wykrzywioną w bólu, wszystko. Raz po raz po jej policzku spływała łza. Hogwart to było jej życie. Spędziła tu najlepsze chwile.  W tych murach dorastała, pogłębiała swoją wiedzę, uciekała od niebezpieczeństw i zakochiwała się. Jak to się może teraz kończyć? Tak szybko i niespodziewanie. Oczywiście zakładali, że może im się nie udać ale przecież to dobro zawsze zwyciężało. Królewicze łamali zaklęcia wrednych macoch i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Takim królewiczem był Harry Potter. No właśnie - Był.
              Skręciła w stronę pomniku jednookiej wiedzmy, przechodząc obok ciała Minerwy McGonagall. Nieruchome oczy nauczycielki transmutacji patrzyły się na nią z wyrzutem. Zaniosła się płaczem. Przez jej głowę przechodziły miliony myśli. A może nie powinna tego robić? Jej obowiązkiem jest zostać tutaj, w miejscu które kochała. W pierwszej chwili pomyślała, że Harry i Ron by tego chcieli. Z drugiej strony zaś tylko ona jedna mogła się stąd uratować. Oni chcieliby, żeby żyła. Hermiona wiedziała co mówi przepowiednia. Tylko Potter mógł zabić Czarnego Pana. Przepowiednie to jednak stek kłamstw. Sama tak twierdziła przez całe życie. Horoskopy, wróżenie z fusów, szklane kule to nic co dałoby się racjonalnie wytłumaczyć. Może do unicestwienia Voldemorta trzeba trochę logicznego myślenia? No i oczywiście przydałoby się przeżyć. Wyciągnęła zza szlufki spodni różdżkę i trzy razy przeszła wzdłuż ściany myśląc o ucieczce z tego miejsca. Na ścianie pojawiły się mosiężne drzwi. Otworzyła je i zobaczyła to samo miejsce, w którym szukali diademu Roweny. Niedaleko potężnego monocyklu stało coś przykryte zabrudzonym prześcieradłem. Jednym ruchem ręki ściągnęła je wzbijając w powietrze tumany kurzu. Przed nią stała szafka zniknięć, dzięki której śmierciożercy dostali się do Hogwartu na końcu szóstego roku. Przy otwieraniu lekko zaskrzypiała. Powtarzała sobie w duchu, że wszystko będzie dobrze, że musi być dobrze, że jeżeli jest już tak daleko, to nie może zginąć. Przysługa Malfoya nie może iść na marne.
           - Szlama?... Tutaj?! – krzyknął ktoś zza dużej szafy. - Merlinie, Joe! Naostrz mi sztućce! – niski, wibrujący głos rozbrzmiewał w jej uszach. Wyciągnęła przed siebie różdżkę i zaklęła w duchu.
           - Kim… Z kim mam tą przyjemność? – Zapytała, powoli cofając się do wnętrza szafki.
           - Chodź do mnie, złotko. Zapraszam! – wysoki i piskliwy ton był coraz bliżej. Niech to szlag! Jest ich więcej, pomyślała rozglądając się na boki.
Hermiona zamknęła drzwiczki i przycisnęła do piersi różdżkę. Modliła się w duchu żeby nie musiała więcej otwierać szafki, żeby deportacja się udała, żeby już się obudziła z tego piekielnego snu. Nagle poczuła swąd palonego drewna. Zrobiło jej się ciepło. Za ciepło.
           - Zrobimy pieczeń ze szlamy! – ktoś z zewnątrz zaśmiał się.
           - Ale Joe, ja chce średnio wypieczoną! Po spalonych mam zgagę.
Przymknęła powieki i pomyślała o drugiej szafce, gdzieś daleko. Poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu i w tym samym momencie siedziała już na zimnej desce mebla w zupełnie innym miejscu.




 ***

Ahoj, czytelnicy! Witamy was pięknie i kłaniamy się nisko. Tak  m y , bo pod blind.cherpi kryją się dwie autorki. Jak może już większość Was zauważyła po szablonie, opisywać tu będziemy losy panny Granger i pana Malfoya. Ale nie tylko. To nie jedyny parring w tej noweli.
+ poszukujemy zdolnej bety!
gotowej utemperować charaktery dwóch autorek 
i sprawdzić nasze błędy przy okazji

3 komentarze:

  1. No świetne :3 Czekam na więcej z niecierpliwością :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, z czymś takim się jeszcze nigdy nie spotkałam i - przyznam - podoba mi się taka koncepcja. Mam nadzieję, że nie ograniczycie się do banalnego love story ;)

    OdpowiedzUsuń